Początek był naprawdę bardzo obiecujący i zapowiadał świetny, mroczny film. Jednak im dalej tym gorzej, bo emocje z mijającym czasem opadają, co więcej- od połowy filmu można śmiać się lub płakać, a końcówka to jest już wręcz dno. Brak logicznego uzasadnienia po co, na co i dlaczego bandyci podążają śladem jakiegoś kretyńskiego skarbu Watykanu wywiezionego do podziemi Alzacji. Za szybko też dowiadujemy się kto stoi za tym wszystkim. Zagadki w filmie są niedorzeczne i banalne, niestaranne i niedopracowane i budzą raczej uśmiech politowania. Właściwie trudno mówić o jakiejkolwiek zagadce, bo film cechuje wysoka przewidywalność wszystkich wątków. Całość psuje też kilka bezsensowne scen (np. w środku lasu wysuwa się jakieś działko i ostrzeliwuje samochód, a jak się chowa to wszyscy sobie rozmawiają jakby nic się nie stało). Pomysł z amfetaminą w samej końcówce jest również beznadziejny, wręcz śmieszny, całkowicie chybiony i trochę zrobiony na siłę. A prawie niezniszczalni mnisi to już zupełnie inna sprawa.

Podsumowując- film mógł być naprawdę dobry. Pomysł na pewno rewelacyjny, do tego niezły nastrój, potęgowany muzyka i dobrymi zdjęciami, a kilka scen podnosi poziom adrenaliny we krwi. Pierwszej części nie widziałem, ale podobno była niesamowita. Cóż, tutaj na pewno nie można tego powiedzieć, bo po prostu obrazowi brakuje tego "czegoś", a całość mogłaby być bardziej dopracowana, a w szczególności koniec filmu. Szkoda, bo ktoś miał naprawdę dobry pomysł na świetny film, ale trochę spartaczył robotę. I przez to wyszła jakaś żałosna podróbka Indiany Jonesa made in France...